07 grudnia 2014

wieści z frontu

Mam ostatnio ciężki czas. Moja cierpliwość i opanowanie się wyczerpują. Moja praca - horror, dramat i żużel też. Bardzo chcę Wam powiedzieć dlaczego, problem polega na tym, że sama nie wiem. Układy i stosunki międzyludzkie w moim miejscu pracy (od tygodnia mam umowę zlecenie - staż już się skończył) powodują, że raz za razem wypływa mniej lub bardziej soczysta aferka tudzież skandalik. Jak oni to lubią - ojej! Niby, każdy mówi, że nie, a jak przyjedzie do co czego to aż im się wszystkim oczka świecą z przejęcia.

No i właśnie w taką aferkę zostałam brutalnie wciągnięta. Ukryty i cichy konflikt między dwiema paniami - taka ot zimna wojna schowana za uśmiechami i uprzejmościami no i ja między tym wszystkim. Z jedną z pań się przyjaźnię - należy jej się ten tytuł, za sam fakt, bycia najnormalniejszą osobą na terenie ośrodka, ale nie łączą nas żadne układy służbowe. Druga z pań pracuje ze mną merytorycznie, w zasadzie nie ze mną, a nade mną. Tym sposobem stałam się łatwym celem wyładowywania frustracji związanych z pierwszą z pań :-]

A że frustracje te zostały wyładowane w sposób dla mnie naprawdę skandaliczny - przy pacjentach, moja równowaga emocjonalna została zachwiana. Było to po prostu podłe. Czyste skurwysyństwo. Chociaż każdy wie, że absolutnie nie robi się takich rzeczy.

Mam takie momentu, w których chcę rzucić to wszystko w cholerę. Zaciskam zęby, bo ta praca jest mi potrzebna do specjalizacji (a umowę mam tylko na 3 miesiące) więc próbuję jakoś to znieść. Boję się tylko, że pewnego dnia, moja cierpliwość wyczerpie się do zera i wyjdę stamtąd z dużym hukiem. A wolałabym jednak zrobić to w miarę kulturalnie...

Generalnie mam takie dni, że w pracy wytrzymuję na dupościsku, wracam do domu, kłade się do łóżka, leżę i płaczę do wieczora. A rano wszystko od początku. Czasem chce mi się rzygać przed wyjściem z domu - zależy z kim mam dyżur.
Wesoło nie jest.

Odczuwam dużą niechęć do żon wszelkiego rodzaju kierowników, które są jak święte krowy - nie do ruszenia.
Jutro rano znowu ją spotkam. Nic tylko skakać ze szczęścia...



Moi drodzy, blog już od jakiegoś czasu jest dostępny dla wszystkich (w sensie otwarty), widziałam jednak, że w Waszych linkach dalej pokazuje się jakby był zamknięty. Nie wiem, przychodzi mi do głowy, że może ponowne wpisanie w linki pomoże, by wyświetlał się ostatnio dodany post?


7 komentarzy:

  1. Spór i Ty pośrodku między młotem i kowadłem. To bardzo nieprofesjonalne ze strony tych pań, że jesteś w takim położeniu. Rozumiem jak najbardziej frustrację i niechęć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedna z pań jest w tym wszystkim dość niewinna - tylko tyle, że nie daje sobie w kasze dmuchać co jeszcze bardziej wkurza drugą. A jest "tylko" księgową, więc nie ma kompletnie styczności z pacjentami. Natomiast druga z pań ma i czasem bardzo źle to wykorzystuje....

      Usuń
  2. wiesz ja już dawno doszłam do wniosku że babki to jednak są wredne...nie wszystkie ale jednak:/
    mi się wyświetla od jakiegoś czasu że dodałaś nowy post tak ze u mnie jest ok:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No naprawdę! Faceci ewentualnie dadzą sobie po gębach i spokój, a baby... Nie dogadają się i koniec. A jedyne co je może zjednoczyć to nowy - wspólny wróg.

      Usuń
  3. Oki, spróbuje z tym ponownym wpisaniem adresu. A co do pracy to ja Cię podziwiam że tyle wytrzymujesz, ja chyba mma za słabą psychikę na taką modę na sukces..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po jeden z takich akcji,już jakiś czas temu wisiałam na telefonie i żaliłam się przyjaciółce przez telefon, no i mówi ona do mnie, że mi zazdrości, że jestem tak odporna na stres i że powinnam się cieszyć z takich zasobów... Chyba coś w tym jest, bo dużo mnie to kosztuje, ale jednak daje rade i nadal tam jestem... Myślę, że w innym miejscu pracy nie spotka mnie tyle przykrych rzeczy co tam. Będę zahartowana...

      Usuń
  4. P.S. potwierdzam, to działa ;)

    OdpowiedzUsuń